poniedziałek, 05 listopada 2007
Babcia
Lubie myslec sobie o swojej babci. O tej, ktora kiedys, w przyplywie niezrozumialej szczerosci, powiedziala mi o tym, co zmnienilo moje zycie. O tej, ktora do tamtej pory byla ta grozna babcia, babcia, ktora czasem krzyczy i kaze zjadac z talerza wszystko, nawet jak zostaly same zylaste kawalki, blee, ktora ma zawsze szafke pelna konserw i nie chce przyjsc do szkoly, zeby opowiedziec o latach wojny i o tym ilu Niemcow zabila. Powiedzmy sobie szczerze, byla to ta gorsza babcia. Lubie o niej myslec i wyobrazac sobie wszystko to, o czym mi nie chciala, albo nie zdazyla opowiedziec. O tym jakie miala kolezanki, jak spiewala Oj Chanuke, jak sie ubierala, jak zapalala swiece i jak sie buntowala przeciw rygorom religii. A moze sie nie buntowala, moze dopiero po wojnie zaczela sie buntowac. Moze wcale nie nosila takiej sukienki w groszki, jaka kiedys widzialam na zdjeciu z getta warszawskiego. W sumie malo o niej wiem. Lubie myslec, ze bylaby ze mnie dumna, ze stalam sie tym ogniwem, ktore zamknelo kolo, ze sie nie wstydze, ze moje dzieci nie znaja innego swiata. A moze wrecz przeciwnie, nie znosilaby pejsow meza, bezsensowanej koszernosci, hebrajskich ksiazek. Moze wolalaby mnie widziec jak zapalam nie swiece szabatowe, a lampki na choince. . W sumie malo o niej wiem. Nie wiem nawet czy znala Oj Chanuke.
niedziela, 04 listopada 2007
Po szabacie
I znowu po szabacie. Juz sie troche przyzwyczailam do tego innego szabatu. W Izraelu mialo sie wrazenie, ze swiat sie zatrzymal – wiadomo bylo, ze nikt nie bedzie probowac dzwonic w sprawie pracy, ze w skrzynce nie pojawi sie nowy list, ze nikt nie bedzie nas na gwalt szukac, bo wlasnie cos tak waznego i nie mozna czekac. W dzielnicy, w ktorej mieszkalismy rzadko kiedy przejezdzal samochod, z okien slychac bylo dzwieczenie sztuccow i smiechy, czasem slowa kiduszu i znajoma melodie. Po zjedzonej kolacji wybieralismy sie na krotki spacer, mimowolnie widzac przez otwarte okna zagadane rodziny, nakryte stoly, odswietne ubrania. Tutaj jest inaczej. Szabat to tez dzien odpoczynku, , ale takze dzien, w ktorym nasza innosc staje sie najbardziej wyrazna. Nic na zewnatrz o nim nie przypomina - zycie plynie tak jak zawsze, samochody trabia jak co dzien, a z pobliskiego przedszkola dochodza piski dzieci, tak jak w kazdy inny dzien. Szabat powinien byc dniem radosci i staramy sie, by tak bylo. Jemy ponad miare, spiewamy, nie zwrazajac uwagi na widoczne braki w wyksztalecniu muzycznym niektorych uczestnikow, ubieramy sie odswietnie, mimo, ze nie mamy gosci. Dzien ten jednak niesie teraz ze soba jakis smutek. Byc moze jest to tesknota za tym czasem w innym wymiarze, ktorego nam tutaj brakuje. Tam bylismy czescia tego wyjatkowego dnia, malym trybikiem w wielkiej maszynie. Tutaj, szabat staje sie czescia nas, ukryty gdzies gleboko, widoczny tylko dla nas. Ale i tak staramy sie, aby byl wyjatkowy. |
Ostatnie wpisy
Zakładki:
Z Izraela
![]() |